Tuesday 28 July 2015

Lepiej za miastem

Nigdy nie lubiłam blokowisk, wind, zsypów, hałasu sąsiada nad głową i jego spłuczki. Studiując rozglądałam się za mieszkaniami w kamienicach, wysokich sufitach i innych zakamarkach starszego budownictwa. Tak też było taniej, nie często niestety zimniej, ciemniej, z pleśnią i wilgocią, ale też kupowaniem w ciucholandach, piciem wina do rana i robieniem obiadu z resztek pozostałych w lodówce.

Ale mimo tego zawsze udawało się taka przestrzeń oswoić i ocieplić. Najlepiej robili to mieszkający ze mną przyjaciele, choć ich obecność nie co dzień była przeze mnie tak doceniana ^-^

Jeszcze trochę i całkowicie przeniosę się na wieś, do swojego, aczkolwiek maleńkiego mieszkanka. 41,2 metrów kwadratowych miejsca, które rozmyślam jak urządzić. I kawałeczka swojego ogródka.

Póki co mieścimy się w maleńkiej, ciasnej garsonierze, gdzie za szybą huczą samochody. Non stop. Już nie mogę doczekać się tej pozamiejskiej ciszy... i powietrza...

A oto kawałek tego, jak było kiedyś, w co najmniej kilku różnych lokalizacjach Rzeszowa i Krakowa: